Pracując z kobietami w różnych miejscach często słyszę surowe oceny, jakie panie wypowiadają na swój własny temat, na temat swojego wyglądu, osobowości, charakteru… niedostatecznej kobiecości. Słyszę też powtarzane medialnie i w dyskusjach zdanie o kryzysie męskości i kobiecości, bo odejście od patriarchatu i podjęcie przez kobiety intensywnej pracy zawodowej ramię w ramię z mężczyznami miałoby zaburzyć obraz kobiecości właśnie. Słyszę powielane zdania, które o ironio często się wzajemnie wykluczają. Bo z jednej strony podobno kobieca kobieta jest strażniczką domowego ogniska, organizatorką życia a z drugiej jest niesamodzielna i uwieszona na partnerze, inna mówi „kobiecość to kobiecy wygląd, szczupła sylwetka, długie zadbane paznokcie”. Jeszcze inna mówi „kobiecość to dla mnie niezaradność i kobieta może być albo ładna albo ogarnięta”. A kolejna „kobiecość to spokój, intuicja, opiekuńczość”. Do tego dochodzi popkulturowa wizja kobiecej kobiety z półki z lalką Barbie czy z okładek czasopism, nierealna, nierzeczywista, wykreowana pod palcami wizażystów, stylistów, grafików… stawiana często za wzór, ideał kobiecości, jak gdyby o kobiecości świadczył obwód w talii, wielkość biustu czy kolor szminki. I my kobiety niezwykle surowe same dla siebie, wzrastamy otoczone stereotypami (uproszczonymi przeświadczeniami dotyczącymi w tym przypadku kobiecych ról, cech itp.) a może nawet skryptami (czyli scenariuszami „typowych kobiecych” zachowań w określonych sytuacjach) przekazanymi nam przez matki i babcie, poszukując za wszelką cenę kobiecości, a często nawet deprecjonując i sabotując własną kobiecość. Bo „ktoś mi kiedyś powiedział, że nie jestem ładna, tylko umiem ładnie wyglądać”, bo „kobieta powinna być chuda”, „bo kobieta musi ogarniać wszystko w domu i nad wszystkim panować”, „bo kobieta nie powinna być zbyt silna, mężczyźni takich nie lubią” i mogłabym tak kolejne 2 strony zapisać szkodliwymi zdaniami wrytymi w kobiece głowy, przekazywanymi z ust do ust i z pokolenia na pokolenie. Jaki jest efekt? Że znam dziesiątki, a może nawet setki wspaniałych kobiet, które nie lubią swojej własnej „skóry”, które nie lubią patrzeć w lustro i różnymi sposobami próbują chyba bardziej sobie niż światu udowodnić, że są wystarczające, żeby nosić miano kobiecej kobiety. Czasem przez wielkość dekoltu, czasem długość spódnicy, czasem przez bycie perfekcyjną w każdej roli: matki, żony, pracownicy, zapominając o najważniejszej roli bycia sobą, czasem poprzez ilość partnerów czy po prostu wielbicieli naszych wdzięków, bo zachwyt innych miałby zapełnić w nas naczynko fajności i uprawnić nas do nazywania się kobiecą kobietą. Problem polega tylko na tym, że naczynka pod tytułem „JA – wystarczająco dobra kobieca kobieta” nie da się napełnić ani rzeczami, ani innymi ludźmi. Wpływ na zawartość tego naczynka ma wychowanie, wzorce, otoczenie a potem my same i to, co zrobimy z bagażem, który niesiemy w plecaku. Bo nawet jeśli okoliczności, które miały wpływ na ukształtowanie zawartości naszego naczynka „JA” nie były sprzyjające, to dobra wiadomość jest taka, że każda z nas ma moc zajęcia się tym swoim obszarem i ośmielę się powiedzieć, że jeśli w pracę nad swoim naczynkiem „JA” włożyłybyśmy codziennie tyle czasu co w poranny makijaż czy wybieranie odpowiedniej stylizacji, to za jakiś czas niewiele będzie w stanie strącić nas z piedestału kobiecości.

Kiedy ostatnio pracowałam z grupą kobiet próbując zdefiniować kobiecość, niemal każda z Pań odbierała sobie miano kobiecej kobiety. Długo omawiałyśmy ten temat i im dalej się w nim zagłębiałyśmy, tym coraz bardziej jasne stawało się, że definicja kobiecości jest niezwykle pojemna. I na koniec okazało się, ku wielkiemu zaskoczeniu kobiet, że każda z nich się w tę definicję wpisuje, kiedy tylko dostrzeże ile niezwykłej kobiecej mocy w sobie ma. Bo kobiecość to między innymi intuicja, mądrość, świadomość, delikatność, opiekuńczość, siła, zaradność, wrażliwość, empatia, odwaga, spójność, dbanie o siebie i o innych… i wiele takich mocy, które czasem niedoceniane, stanowią o istocie kobiecości, choć nie mają nic wspólnego z talią Marylin Monroe czy biustem Pameli Anderson.

Jak w gabinecie i na warsztatach pracuję z tematem kobiecości? Etapowo. Weryfikując coachingowymi metodami prawdziwość przekonań i wspierając kobiety w konstruowaniu nowych – służących im i nieprzekłamanych. Zmierzenie się z przekonaniem, które niesiemy przez naście a czasem kilkadziesiąt lat czasem wywołuje łzy, czasem strach, a czasem zdziwienie jak tyle lat mogłyśmy sobie same „plątać nogi”. A za chwilę przychodzi poczucie lekkości i wolności, po zrzuceniu z siebie ciężaru nieprawdziwego przekonania, które nie pozwalało realizować celów, nie chroniło samopoczucia, nie było oparte na faktach i prowadziło do licznych konfliktów wewnętrznych i zewnętrznych.

Jak sama możesz sprawdzić czy Twoje przekonanie, na przykład na temat kobiecości jest prawdziwe i nieszkodliwe? Odpowiedz sobie na pytania:

  1. Czy to przekonanie jest zawsze prawdziwe/oparte na faktach?
  2. Czy to przekonanie pomaga Ci chronić Twoje zdrowie/życie/samopoczucie?
  3. Czy to przekonanie pozwala Ci czuć się tak jak chcesz?
  4. Czy to przekonanie pozwala Ci realizować Twoje cele?
  5. Czy to przekonanie pomaga Ci unikać konfliktów/rozwiązywać je?

Jeśli na min. 3 pytania odpowiedziałaś NIE, to znaczy, że Twoje przekonanie jest nieprawdziwe i szkodliwe. A skoro tak, to jakie nowe przekonanie będzie prawdziwe i będzie Ci służyło?

 Jeśli pracuję z grupą jakiś czas, robimy „eksperyment” i członkinie grupy dają feedback jakie cechy danej kobiety doceniają, podziwiają. I na własne oczy widziałam jak pękają stare skostniałe skrypty, robiąc miejsce nowym, wspierającym. I choć czasem na początku słyszymy „jeszcze nie do końca w to wierzę, ale biorę to sobie”, to ze spotkania na spotkanie skrzydła kobiecości rosną.

To tylko niektóre ze sposobów pracy z tym tematem. I nie czarujmy się, nie jest to praca na godzinę, ale jedno jest pewne – tak jak dąb nie przestaje być dębem, bo ktoś uznał, że jest za chudy czy za niski, tak kobieta nie przestaje być kobieca tylko dlatego, że czyimś zdaniem jest za mało „jakaś”. I tej dębowej siły nam życzę, żeby o naszym poczuciu kobiecości nie stanowiło czyjeś zdanie czy wyobrażenie, a naturalna moc z nas płynąca i by towarzyszyło jej przekonanie o byciu wystarczającą. Życzę też odwagi, by zmierzyć się ze szkodliwymi przekonaniami i dać sobie szansę na docenienie swojej własnej kobiecości.